Jak to jest z tą barwą światła?

Światło tradycyjnych żarówek wcale nie ma „barwy światła słonecznego”, a świetlówki nie dają zimnego, tylko takie, jakie sobie wybierzesz. Jeśli wymieniłeś żarówkę na świetlówkę i w pokoju zrobiło się lodowato, to nie narzekaj. Mogłeś jeszcze w sklepie spojrzeć na temperaturę barwową.  To chyba dobrze, że jest wybór?

Owszem, w praktyce energooszczędne źródła światła z reguły różnią się od żarowych współczynnikiem odwzorowania kolorów, choć najlepsze świetlówki osiągają wyniki zbliżone do 100 i mogą być z powodzeniem stosowane w najbardziej wymagających zastosowaniach graficznych. Jednak głównym powodem narzekań na te pierwsze jest temperatura barwowa. „Trupia poświata”, „kostnica”, „prosektorium” – przykłady można by mnożyć.

„Naturalna barwa światła” nie istnieje

Nie ma czegoś takiego jak naturalna barwa światła słonecznego. Jego temperatura barwowa zmienia się wraz z porą dnia i zachmurzeniem: w naszej szerokości geograficznej w słoneczny dzień w godzinach okołopołudniowych osiąga wartości pomiędzy 5000 K a 6000 K (kelwinów), w pochmurny – nawet grubo ponad 7000 K. O zachodzie spada w okolice 3000 K. Współczynnik odwzorowania kolorów w naturalnym świetle zawsze wynosi 100, mimo że w ciągu dnia barwy zmieniają się diametralnie.

Tymczasem ludzie są gotowi nazwać trupiobladym nawet najwyższej jakości światło o temperaturze południowych promieni. Dlaczego?

Przede wszystkim przez kontrast. Zapewniam cię, że jeśli wejdziesz wieczorem do mojego pokoju oświetlonego potężnym źródłem o temperaturze barwowej 5400 K, będziesz miał wrażenie, że światło jest raczej chłodne. Jeśli wejdziesz do tego samego pokoju w środku pochmurnego dnia, będziesz miał wrażenie, że jest ciepłe.

Problemem na przykład ulicznych latarni LED-owych nie jest barwa sama w sobie, ale to, że wieczorem kontrastują z tradycyjnymi źródłami żarowymi, a do tego ludzie o tej porze zwyczajnie oczekują niskiej temperatury barwowej. Nie pomaga to, że nie są to źródła najwyższej jakości, o wysokim współczynniku odwzorowania kolorów, ani też szczególnie mocne.

Barwa światła to nie wszystko

Chłodne i zarazem słabe źródło zawsze wyda się niekomfortowe. Barwa światła i moc światła z punktu widzenia ergonomii są ze sobą powiązane: słabe źródło powinno być ciepłe, a mocne – chłodne, tak jak słońce w środku dnia. Pojedyncze zimne jarzeniówki nie bez powodu kojarzą się z kostnicą. Kilka tysięcy lumenów pod sufitem w niewielkim pokoju zapewni znacznie lepsze odczucia niż równie chłodna pojedyncza świetlówka o niewielkiej mocy.

Warto też zadbać o wysoki współczynnik odwzorowania kolorów. Norma dla pomieszczeń, w których przebywają ludzie, minimum określa na 80. Tani supermarketowy chłam często zapewnia sporo mniej, wręcz potrafi dodać zielonkawą poświatę. Ja w domu używam głównie źródeł o współczynniku +90. Najlepsze świetlówki do zastosowań graficznych osiągają 98. Punktem odniesienia są źródła żarowe (100).

Nie symuluj nocy o 16…

Człowiek jest ewolucyjnie przystosowany do średnio długich i bardzo jasnych dni, kiedy to dopiero pod wieczór światło słoneczne osiąga temperaturę barwową zbliżoną do temperatury tradycyjnych żarówek. Słabe i ciepłe światło żarówki o 16 nie jest niczym naturalnym, podobnie jak maksymalnie przyciemniony monitor w ciemnym pokoju i czytanie przy świecy. Twierdzisz, że 120 cd/m2 wypala oczy? To dziwne, bo jakoś czytanie książki w letni dzień w cieniu oczu nie wypala i jest uważane za zdrowe, a przecież książka nawet w cieniu jest jaśniejsza od takiego monitora. Grunt to zachować odpowiedni kontrast między obiektem, na który pada wzrok, a tłem.

Nie widzę sensu w używaniu narzędzi typu f.lux do automatycznej zmiany temperatury bieli ekranu o zmroku. Mam symulować na monitorze grudniowy dzień w XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej? Absurd.

…tylko zrób sobie lato zimą

Idealnym rozwiązaniem do domu, w tym pracy niezwiązanej z kolorem, wydaje mi się podwieszany sufit z trzema kompletami wysokiej jakości świetlówek, ewentualnie świetlówek i żarówek, o różnej temperaturze barwowej (np. 6500/5400 K, 4000 K, 2500–3000 K, zależnie od pory) i różnej sumarycznej mocy strumienia świetlnego, który pozwoliłby symulować długi letni dzień. Dla mnie to trochę zbyt droga impreza, zresztą nie mógłbym zbudować sobie takiego sufitu w wynajmowanym mieszkaniu, więc musiałem pójść na kompromis. W ciągu dnia, jeśli jest już zbyt ciemno, by jasność monitora na poziomie około 120 cd/m2 pozostała komfortowa, włączam umieszczoną pod sufitem energooszczędną świetlówkę o nominalnej mocy 125 W i rzeczywistym zapotrzebowaniu na energię sięgającym 85 W, temperaturze barwowej 5400 K i współczynniku odwzorowania kolorów przekraczającym 90. Dopiero na jakieś 2 godziny przed snem zmieniam ręcznie w f.luxie temperaturę barwową monitora na 3400 K, jasność ze 120 cd/m2 na kilkukrotnie mniejszą, wyłączam główne światło i włączam małą (825 lm) świetlówkę energooszczędną o temperaturze barwowej 2500 K.

Uwielbiam ciepłe światło świec, ale też lubię siedzieć w chłodnym i zarazem (koniecznie!) bardzo mocnym. Świetlówki energooszczędne przede wszystkim przyniosły wybór: możesz mieć światło chłodniejsze niż kiedyś i mocniejsze niż kiedyś. Jeśli chcesz. Nie są też nawet w połowie tak niebezpieczne w razie stłuczenia, jak niektórzy twierdzą, i wcale nie muszą migać bardziej niż… tradycyjne żarówki. Często, gdy już zaczynają szwankować, zajmuje im to znacznie więcej czasu, ale nikt ci nie każe eksploatować ich do oporu. Tylko nie oszczędzaj za bardzo i pomyśl, czyby zakupów nie robić na przykład w sklepie dla fotografów. I przypadkiem nie wyrzucaj ich do kosza.

Dodaj komentarz